You are currently browsing the category archive for the ‘TV’ category.

Tysiąca czarów które wywar wspomaga,
Zaklęcia moc zaraz zamieni miasto,
W Chaos i Zamęt, i już cały świat to:
Wunschpunsch!
(Wunschpunsch!)
Czarną magię, dziwną magię wam pokażę!
(Wunschpunsch!)”
Są takie kreskówki, po których człowiek niewiele się spodziewa. Tak było z Ludwiczkiem. Pomyślałam sobie – kolejny rozpaskudzony bachor w rodzaju Johnny’ego Testa. Niniejszym przepraszam za swoją ignorancję, bo Świat według Ludwiczka (Life with Louie) jest chyba jedną z najbardziej wartościowych propozycji, jakie w tej chwili oferuje dzieciom TV. Ta opowieść o otyłym, raczej ponurym i zgryźliwym chłopcu (mówiącym nosowym, rozlazłym głosem Januarego Brunova – rewelacja!) osadzona w latach sześćdziesiątych to coś w rodzaju Cudownych lat – retrospektywna historia dzieciństwa opowiedziana z humorem, ciepłem i nostalgią przez znanego amerykańskiego komika Louiego Andersona.
Ludwiczek dorasta w tradycyjnej, wielodzietnej rodzinie w Wisconsin. Ojciec, Andy Anderson, to weteran II Wojny Światowej, neurotyk, mitoman i pechowiec z poczuciem wiecznego niedocenienia. Matka, Ora Anderson, to gospodyni domowa, uosobienie spokoju, słodyczy i zdrowego rozsądku. Te skromne historyjki z codziennego życia ośmiolatka to nic innego jak celebracja codzienności: opowieść o Dniu Matki, o chęci posiadania psa, czy grze w szkolnym przedstawieniu. A jednocześnie to jedne z najcieplejszych ( a przy tym uczciwych w braku przesadnej idealizacji) opowieści o dzieciństwie i o dojrzewaniu. O kompleksach (Andy jest gruby i wstydzi się grać bez koszulki na treningach koszykówki), o pierwszych rozterkach damsko-męskich (pocałunek w szkolnej sztuce), o smutku rozstania z wychowanym przez siebie psem, o śmierci najbliższych osób wreszcie. A ponieważ całość jest tworzona przez zawodowego komika, obserwacje dotyczące życia szkolnego i rodzinnego są celne, trafne i zabawne. I pełne dystansu i autoironii – kreskówkowy Ludwiczek, postać, mówiąc oględnie, wizualnie niepiękna, rzeczywiście przypomina dzisiejszy wizerunek dorosłego Louiego Andersona.
Warto dodać, że serial dwukrotnie (w roku 1997 i 1998 roku) otrzymał nagrodę Emmy oraz wyróżnienie Humanitas Prize (1998).
Obecnie serial można ogladać na kanale Jetix Play i/albo kupić na DVD (widziałam w Empiku).
O „Magicznym drzewie” pisałam w jednym z wpisów na moim poprzednim blogu. Niektóre inne filmy tego reżysera i scenarzysty będzie można obejrzeć w niedzielne popołudnie w TVP Kultura. Zobaczymy m. in. „Jakuba”, „Sto minut wakacji”, „Kociaka” oraz dwa odcinki „Magicznego drzewa”. Oprócz filmów, TVP Kultura wyemituje kilka bloków/wejść, gdzie o twórczości Maleszki dyskutować mają m. in. Izabella Cywińska i Wojciech Orliński. Zachęcam. Na pewno będziemy oglądać.
„Magiczne drzewo” – kadr z filmu
Supercyfry (Numberjacks), 2006
Istnieje podobno coś takiego jak genetyczny patriotyzm (po dokładną eksplikację pojęcia odsyłam do posła Marka Suskiego). Prawdopodobnie więc istnieje też coś na kształt genetycznie ukształtowanej niezdolności do nauk ścisłych. Jacek, dziecko dwojga humanistów, powinien był ją odziedziczyć. Tymczasem do literek (mamunia i tatunio czytali tytle w wieku lat czterech) synalek pociągu nie ma. Dwoję się i troję, by było inaczej, bezskutecznie. Inaczej z cyferkami. Zna wszystkie, liczy sprawnie do nie wiem ilu, bez żadnych oporów i niechęci.
Na pewno spora w tym zasługa programu „Supercyfry” (ang. Numberjacks) zrealizowanego w studio Open Mind, świetnego serialu edukacyjnego popularyzującego wśród przedszkolaków podstawy myślenia matematycznego. Nie jest to serial „erudycyjny”, nie znajdziecie tam ani jednego pojęcia matematycznego sensu stricto. Zagadnienia matematyczno-logiczne przedstawiane są w formie przygód antropomorficznych cyferek mieszkających we wnętrzu sofy i wyruszających na misję ratowania realnego świata i rządzących nim prawideł przed zakłócającymi spokój awanturnikami: Problematykiem, Cyfrokradem, Niekształtkiem, Hultaj Chochlą i panem Zagadką. Rodzaj humoru obecny w tym programie jest nieskomplikowany acz nieco absurdalny, dobrze dostosowany do poziomu przedszkolaka. Serial pozwoli dzieciom zrozumieć czym jest symetria, podstawowe działania matematyczne, geometria. Nie wiem, czy istnieje coś takiego jak „wrażliwość matematyczna”, lecz jeśli tak, to „Supercyfry” na pewno pomogą ją rozwinąć ;-)
Program można obejrzeć na kanale Cbeebies.
Młodzi Tytani (Teen Titans), 2003
No dobrze. Skłamałabym mówiąc, że historie o walecznych nastolatkach, kręcone w stylu japońskich kreskówek to coś, co tygrysy lubią najbardziej. Otóż nie – wszelkich bakuganów i shaolin showdownów szczerze nie znoszę i unikam jak mogę. Dlatego sama się dziwię przyjemności, z którą oglądam potyczki Młodych Tytanów, piątki dziwadeł, z jeszcze dziwniejszymi indywiduami jak Lalkarz, Popielarz, Modniś czy Trygon. Czy to zasługa świetnej, dynamicznej czołówki z tandetną, przyznajmy, ale chwytliwą piosenką śpiewaną przez japońskie nastolatki raz po angielsku, a raz w ich ojczystym języku? Albo, może powodem mojej niezrozumiałej fascynacji (oprócz oczywistego wniosku o postępującym starczym zdziecinnieniu) jest dość łopatologicznie lansowane przesłanie o przyjaźni ponad podziałami? No może już bardziej – piątka tytułowych tytanów to zbieranina wszelkiej maści odmieńców dzielących wspólne lokum, wieżę w kształcie litery T i zmuszonych, oprócz codziennej walki ze strasznymi mocami, także do banalnego radzenia sobie z rzeczywistością, jak przygotowanie śniadania, czy szukanie pilota od telewizora. A teoretycznie powinni być niekompatybilni: mroczna i sarkastyczna Raven, naiwna i slodka Gwiazdka, zdyscyplinowany i precyzyjny jak mechanizm Cyborg – półczłowiek, półmaszyna, nieobliczalny Bestia – brzydki zielony ludek zdolny jednak w ułamku sekund zmienić się w rekina, tygrysa czy inne skrajnie niebezpieczne zwierzę i wreszcie Robin, stale ukryty za maską i ślicznie uszytym kostiumikiem szef całej ekipy. A jednak się dogadują, współpracują i to mnie jakoś naiwnie podbudowuje, całkiem jak widok naszego Premiera oraz Prezydenta na ostatnim unijnym szczycie, Panów, którzy jeszcze niedawno wyrywali sobie z rączek rządowe samoloty, a spod pup wyciągali konferencyjne krzesełka, a teraz proszę, klepią się przyjażnie po plecach i szepczą wzajem do ucha luzackie, zgoła niedyplomatyczne uwagi. A więc jest jeszcze nadzieja na świecie.
Tak naprawdę jednak szala mojej sympatii dla tego serialu (podobno to absolutnie niewierny oryginalowi pastisz pewnego komiksu – jako żem nie komiksiara, powtarzam tylko pokornie za Wikipedią) przechyliła się w oglądanym wtedy przypadkowo na CN , tuż po kultowym dla mojego dziecka Scoobym-Doo, odcinku pt. TROQ, nie opowiadającym o niczym innym, jak o uprzedzeniach rasowych – tutaj względem Gwiazdki, pochodzącej z planety Tamaran. Przenosząc to na rzeczywiste realia – względem Żydówki, Romki? Jeden z epizodycznych bohaterów nazywa ją przez cały odcinek „Trokiem” i jego lekceważenie i pogarda w stosunku do osoby, której osobistej wartości nie zna, staje się w pewnym momencie ważniejsze od samej, dynamicznej przecież, akcji. Kiedy sprawa zaczyna się zaogniać, jeden z Tytanów pyta Gwiazdkę o sens tego przezwiska:
– Trok? Mówiłaś, że to nic nie znaczy?
– Bo to właśnie nic nie znaczy. Kiedy mnie tak nazywa, czuje, że nic nie znaczę.
(przepraszam, cytuję z pamięci)
Wydaje mi się, że trudno byłoby we współczesnej kulturze tak bardzo masowej znaleźć równie trafny i dobitny przykład szkodliwej i krzywdzącej deprecjacji kogoś ze względu rasę, kolor skóry, pochodzenie…że przylepienie nieszkodliwej na pozór etykietki może komuś podcinać skrzydła. I nie tylko.
Seriali dla nastolatków jest obecnie sporo. Przyznam, że jeśli moje dziecko miałoby w przyszlości sięgać po taką ofertę, wolałabym, by wybrało coś w rodzaju MT niż np. niekontrowersyjne acz doskonale bezbarwne produkty z serii High School Musical, Hannah Montana, czy Cheetah Girls. Gdzie nikt nikogo nie bije i nie strzela zielonymi promieniami, a jednocześnie nie uświadczysz tam nawet cienia dojrzałej refleksji.
Serial jest obecnie emitowany w Cartoon Network codziennie o 20.15, w dni powszednie także o 09.05
Najnowsze komentarze